Na wniosek obrońców sędzia Kazimierz Chłopecki przerwał dziś słuchanie Waldemara K. Na następnej rozprawie wielokrotny przestępca będzie zeznawał w towarzystwie biegłego psychologa.
- Zeznania są niespójne i nie korelują z wcześniejszymi zeznaniami – twierdzi neurolog Ewa S., jedna z oskarżonych w procesie, która uważa, że Waldemar K. cierpi na zaburzenia psychiczne.
Waldemar K. twierdzi, że jest zdrowy, a wszystkie wykryte u niego choroby to zasługa pieniędzy, jakie zapłacił za zaświadczenia lekarskie. Zanim sąd przerwał rozprawę Waldemar K. zdołał przedstawić swoją wizję układu z lekarzami.
Na ławie oskarżonych siedzą: były ordynator oddziału neurologii legnickiego szpitala Tadeusz K., neurolog Ewa S., emerytowany chirurg Marian M. i psychiatra Andrzej H. Zdaniem prokuratury mieli pomagać przestępcy w unikaniu odpowiedzialności karnej. Jak ustaliła prokuratura, wzięli w sumie 45 tys. zł za fałszowanie historii choroby, dokumentacji medycznej, wypisywanie fikcyjnych zwolnień i zaświadczeń o pobycie na oddziale neurologicznym. A wszystko po to, by przekonać sąd, że wielokrotny przestępca Waldemar K. jest niepoczytalny i nie może uczestniczyć w rozprawach. Proceder trwał od 2005 do 2009 roku. W trakcie śledztwa ustalono, że w większości spraw pośredniczył chirurg Marian M. Rok temu lekarzy w kajdankach wyprowadzono ze szpitala.
- Ja w sumie nigdy nie chorowałem, padaczkę wpisano mi po raz pierwszy na pogotowiu i dostałem wtedy kategorię zdrowia A3 – zeznaje Waldemar K. - Wojsko odsłużyłem więc w obronie cywilnej. Od końca lat 80., może to był 1985 rok, chodziło się do doktora Mariana M. z pieniędzmi w książeczce i on dawał mi zwolnienia na 10, 20, 30 dni, gdy mi się nie chciało pracować. Zgubiłem książeczkę zdrowia, ale tam było z 20, 30 lub 50 pieczątek Mariana M. Potem stosowałem te same zaświadczenia, gdy wzywano mnie na policję lub do urzędu skarbowego i czasami skutkowało.Doktor Tadeusz K. położył mnie w szpitalu na łóżku choć wiedział, że nie mam padaczki. Ale tu chodziło o parę złotych, a nie padaczkę. W 2006 roku to chyba było tysiąc złotych. Następny lekarz nie podważał opinii poprzednika i tak to się kręciło. A nawet wciągano w ten proceder lekarzy, którzy nie byli świadomi, że to fałszywe zaświadczenia. Też nie kwestionowali poprzedników. Ewa S. to biedna ofiara tej brudnej sytuacji. Została powołana na biegłego w mojej sprawie i zapytałem Mariana M., czy ja zna. Dostał ode mnie 7 tys. zł i jej dał tylko tysiąc. Ewa S. potem sama mówiła, że Marian M. to oszust, ale wyraziła chęć dalszej współpracy, gdybym potrzebował fałszywych zaświadczeń.
Waldemar K. twierdzi, że nie tylko jemu pomagano dostać zaświadczenia o zaburzeniach psychicznych, padaczce czy podejrzeniu krwotoku. Załatwiał je także jeden z jego znajomych.